Jesteś tutaj: Aktualności Podsumowanie roku 2024...w telegraficznym skrócie.

Podsumowanie roku 2024...w telegraficznym skrócie.

   Rok zacząłem od wyjazdu na zaproszenie od organizatorów zawodów LaCorsa della Bora. Te zawody totalnie mnie rozwaliły. Pogoda fatalna, gorączka, chory ale jak już dostałem zaproszenie to wypadało ukończyć. Włosi dobrze robią zawody. Mam nadzieje, że kiedyś pojadę w lepszej dyspozycji. Potem zabrałem się za robotę treningową. Następnymi zawodami była Wielka Prehyba, dawno tu nie startowałem choć bardzo lubię te trasę i cały event organizowany przez Pieniny Ultra Trail. Mam tu sporo dobrych wspomnień. Mimo, że zdobyłem 15 miejsce uważam to za dobre miejsce. Były to Mistrzostwa Polski co przyciągnęło naprawdę dużą liczbę mocnych zawodników co było widać po świetnych wynikach sportowych. Wciąż niewiele robiłem konkretnego treningu szybkościowego ze względu na operację, którą miałem ponad rok temu. Postawiłem na spokojny powrót, bardzo nie chciałem sobie zaszkodzić, nic urwać, żeby poświęcenie i wysiłek który włożyłem na leczenie nogi nie poszło na marne. Głównym celem było UTMB w tym roku więc na tym się skupiłem.

   Kolejnym startem był bieg w Karpaczu na 3 razy Śnieżka, celem było poznanie swojego tempa,  którym mógł bym rywalizować na UTMB Po każdym fragmencie w górę oraz zbiegu, mierzyłem sobie mleczan. Trochę to mi zajęło ale 6 godzin zrobiłem z paroma sekundami. Miejsce trzecie i podium zdobyte.  Zawody w Karpaczu zawsze są super, tu czuć że biegacze są mile widziani. Rywalizacja zawsze na najwyższym poziomie. Zawody trzymają cały czas swój dobry poziom organizacyjny i chce się tu wracać. Później wyjechałem na obóz do Livingno i spędziłem na nim 4 tygodnie. Warunki na początku bardzo trudne, bo pierwsze 10 dni jeszcze przełęcze pozamykane od ilości śniegu. Obóz mogłem lepiej przepracować, śnieg jednak mocno mnie nadwyrężył i czułem nogę. Jednak całokształt oceniam na plus. Potem pojechałem jeszcze na tydzień na Słowację. Trochę biegania, rower i kilka długich wycieczek rowerowych plus blok treningowy ( bieganie/rower). Najpierw zrobiłem dłuższe bieganie 10 h do nocy plus 3h snu i od razu ruszyłem na rower w koło Tatr. Trasa przygotowana przez Tomka i jego obecność na trasie to była super sprawa. Dużo radości miałem z tego wyjazdu. Trening miał na celu przygotować organizm na długą pracę i małą ilość snu. Potem wyjazd do Tignes we Francju i 2 tygodnie na wysokości powyżej 2 tysięcy m.n.pm. Tutaj głównym celem była aklimatyzacja do wysokości. Skupiłem się na poznaniu trasy UTMB, kilka wycieczek po trasie. Potem już 2 tygodnie w Chamonix i odpoczynek skupienie się na starcie. Start był dla mnie bardzo ważny, wiązałem z nim duże nadzieje, obiecywałem sobie sporo, bardzo wiele poświęciłem.

Sam start  w skrócie mogę określić tak: początek obiecujący jakieś 50 km, potem 90 km cierpienia i 30 km finiszu.

   Starałem się ruszyć rozważnie i spokojnie nawet do 50 km / tu zapewne czymś się strułem / a tankowałem tylko wodę, bo na podejściu pod piramidy zaczęły się pierwsze symptomy problemów żołądkowych. Dotrwałem do pkt LacCombal – nauczony doświadczeniem z lat poprzednich zabrałem tylko herbatę ( myślałem że przegotowana woda to bezpieczniejsza opcja i nic sie nie wydarzy) ale tu znowu to samo co dwa lata wcześniej. Jakieś 300 m za punktem żołądek się zbuntował. Miałem takie wymioty jak bym obcego połknął. Takich problemów żołądkowych jeszcze nie miałem. I potem sobie cierpiałem ;/ kolejne 90 km. Po drodze spotkałem Kasię Solinską w La Fouly. Chciała schodzić, też dopadły ją problemy żołądkowe, ale udało się zmotywować i tak razem sobie walczyliśmy. Przed Trienetem jakoś się obudziłem i ruszyłem mocniej. Także od tego momentu już wyprzedzałem i  goniłem. Starczyło na 30 h z kawałkiem. Wynik słaby, ale też cenny bo byłem na mecie. Nie lubię się rozpisywać ale tego dnia stoczyłem kolejną bitwę w mojej głowie i naprawdę nie wiem co o tym myśleć. Znaczy wiele myślę ale czy coś z tego wynika…

  Potem małe roztrenowanie i wyjazd na Chorwację oraz rejs. Na koniec roku jeszcze wystartowałem  „UltraKotlinie” kiedyś byłem tutaj zaproszony i w tym roku z tego skorzystałem. Dystans 140 km i walka dla mnie przez 18 h. Jeszcze do 100 km mogę powiedzieć że walczyłem – ale ostatnie 40 km to znowu walka z słabościami i demonami w głowie. Zdobyłem drugie miejsce ale wyjazd na pewno pozwolił zebrać kolejne cenne doświadczenie. A trasa mimo wszystko tego roku była piękna.  W grudniu odwiedziłem jeszcze znajomych i zawodników w ramach Garmin Gdańsk. 

Również zgłosiłem się na UTMB 2025 z moimi uzbieranymi kamienie. Wyniki 15 stycznia i wtedy będę wiedział coś więcej jak planować sezon – choć już zarys jest. Ale o tym wkrótce.